Iwona Blecharczyk to najsłynniejsza polska truckerka. W październiku miała ona okazję testować Forda F-MAX w swoich rodzinnych, bieszczadzkich stronach. O tym, jakie wrażenia sprawiła na niej jazda Ciężarowym Samochodem 2019 roku, podzieliła się z naszą redakcją.
Jacek Żytnicki: To nie jest Twoja pierwsza przygoda z Fordem F-MAX?
Iwona Blecharczyk: Zgadza się, wcześniej miałam już przyjemność testować ten pojazd w Turcji, zaraz po tym, kiedy uzyskał on nagrodę Truck of the Year 2019. Wówczas jeździłam jednak jedynie solówką, a wiadomo, jak jeździ się ciągnikiem siodłowym bez naczepy – jest to zupełnie inna jazda.
Spotykamy się w Rzeszowie. Jaką trasę udało Ci się dzisiaj przejechać F-MAX’em?
Pojechałam z Rzeszowa do Polańczyka, a więc różnorodną, wymagającą trasą najeżoną 10% podjazdami. Specjalnie wybrałam drogę w Bieszczady, żeby nie jechać tylko autostradą, bo po takim jednostajnym teście nie można wyciągnąć zbyt wielu wniosków. Co innego, jeśli podróżuje się krętymi, wąskimi i naprawdę wymagającymi dróżkami.
Jak w takich warunkach spisał się pojazd?
Bardzo dobrze. Wprawdzie trochę „kładzie się” na zakrętach, jest autem bardzo miękkim, stworzonym typowo na dalekobieżne trasy, jednak szybko można się do niego przyzwyczaić. Przez kilka pierwszych minut musiałam go wyczuć, jechało mi się niepewnie, ale przestawiłam się bardzo szybko. Ogólnie Fordem F-MAX jeździ się bardzo dobrze, skrzynia biegów spisuje się znakomicie, sama dobrze wie, co robi i sprawnie dobiera sobie odpowiednie biegi. Nawet w swoim filmie na You Tube nagrałam taki fragment, w którym mówię, że F-MAX jest posłuszny. Z samochodami w trybie eco często jest tak, że nawet po mocnym dodaniu gazu trzeba długo czekać na reakcję. W F-MAX’ie wszystko działa bez zarzutu, dlatego mówię o nim, że jest posłuszny.
Czy skrzynię biegów można zatem uznać za największą zaletę F-MAX’a?
Na pewno skrzynia spisuje się bardzo dobrze, przyjemnie działa również retarder, który w górach spełniał swoją rolę i znacząco ułatwiał jazdę. Myślę, że przy jeździe po Hiszpanii, Francji czy krajach alpejskich, będzie ważnym sprzymierzeńcem kierowców. Dla mnie osobiście bardzo ważną cechą była dynamika F-MAX’a oraz fakt, że pojazd świetnie się prowadzi. Na pewno zaletą jest również przestronna i jasna kabina oraz bardzo wygodny fotel, który na pierwszy rzut oka wydaje się być prosty, ale jednocześnie dobrze skonstruowany. Po ośmiu godzinach jazdy nie boli kręgosłup, nic nie drętwieje, a to oznacza, że fotel spełnił swoje podstawowe funkcje.
Co możesz powiedzieć jeszcze o kabinie F-MAX’a?
Bardzo duża, chyba największa w swojej klasie, przez co nie tylko dobrze prowadzi się pojazd, ale też wygodnie spędza w nim czas na postoju. Na pewno zaskakuje duża liczba pojemnych schowków, zarówno z przodu, jak i z tyłu kabiny, do których można dostać się bez problemu praktycznie z każdego miejsca w samochodzie. Prawdę powiedziawszy, dziś jednak nie skupiałam się tak mocno na wnętrzu, bo dokładnie przyglądałam mu się w tamtym roku w Turcji, tym razem bardziej interesowała mnie kwestia samej jazdy.
A jakie elementy pojazdu, Twoim zdaniem można być jeszcze ulepszyć?
Nie wiem czy jestem do końca przekonana co do jakości tkanin, bo dziś, podczas jazdy, często zdarzały się momenty, że przy dotknięciu fotela czułam „kopnięcie prądu”. Być może wynikało to z kwestii mojego ubrania, a może samej tkaniny. Jeśli to drugie, to może takie wykończenie będzie wygodniejsze w utrzymaniu i łatwiej będzie zachować w kabinie czystość? Poza tym samo wykończenie jest na wysokim poziomie, w kabinie jest przestronnie i jasno, a to ważne, kiedy dużo czasu spędza się w trasie. Na pewno brakuje nieco dodatkowych portów USB, które wykorzystywane są obecnie w coraz większej liczbie urządzeń i narzędzi.
Czy myślisz, że na polskim rynku jest miejsce dla kolejnego gracza ciężarowego?
O tym pokaże najbliższa przyszłość. Duże znaczenie będą tu miały z pewnością względy awaryjności pojazdu oraz jego spalanie. To najważniejsze elementy, którymi przy zakupie taboru kierują się firmy transportowe. Jeśli te parametry będą korzystne i dojdzie do tego wygodna oraz przestrzenna kabina, sądzę, że dla Ford Trucks znajdzie się na naszym rynku całkiem pokaźny kawałek tortu.
Czy w związku z tym mogłabyś rekomendować F-MAX’a innym kierowcom?
Zdecydowanie tak! To ciekawe i dobre auto, choć trzeba się do niego przyzwyczaić. Mnie z początku było trudno, ale wynika to z faktu, że pracuję na co dzień na zupełnie innym sprzęcie. Sądzę, że dla kierowców pracujących w transporcie długodystansowym przestawienie się na F-MAX’a byłoby całkowicie bezbolesne.
Ostatni raz rozmawialiśmy ponad rok temu, zdążyłaś w tym czasie wrócić z Kanady. Czym się obecnie zajmujesz?
W wielkim skrócie – robię to, co robiłam przed wylotem do Ameryki, a więc jeżdżę na gabarytach. Głównie w Niemczech, ale czasami trafiają się też kursy do Danii, Holandii czy Belgii, rzadziej na Słowację czy do Czechy. Wożę głównie elementy turbin wiatrowych, a więc dokładnie to, czym zajmowałam się przed podróżą do Kanady. Ciężko byłoby mi wrócić teraz do normalnego transportu międzynarodowego, bo potrzebuję adrenaliny, a kiedy otrzymałam ją na gabarytach… teraz chcę więcej i więcej.
Tak jak na lodowym szlaku?
Na lodowym szlaku adrenalina była, ale… z początku. Później wszystko nieco spowszedniało, bo wbrew pozorom, to bardzo bezpieczne zajęcie. Na początku sezonu kiedy lód się łamie, a potem zamarza ponownie, aby zwiększyła się siła nośna całej konstrukcji, jest trochę strachu, zwłaszcza dla kogoś z zewnątrz, kto po raz pierwszy przebywa na lodowym szlaku. Później oswajasz się z tym, przyzwyczajasz, tym bardziej kiedy widzisz ile kontroli specjalnymi radarami i sonarami jest wykonywanych, aby sprawdzać jakość i grubość lodu.
Mimo wszystko to chyba jednak była ciekawa przygoda?
Niezwykła! Zdarzały się momenty, kiedy wiatr zwiewał śnieg i trzeba było czekać tydzień, żeby znów móc jechać dalej. Były noce, podczas których odczuwalna temperatura dochodziła do -70 stopni Celsjusza! To trzeba przeżyć, żeby poczuć! Słowami naprawdę bardzo trudno to opisać.
Tęsknisz czasami za Ameryką?
Czasami mam takie melancholijne momenty, że chciałabym wrócić do Kanady, ale z drugiej strony wiem, że wówczas tęskniłabym za Europą. Poza tym praca kierowcy w Ameryce właściwie niewiele różni się do tej u nas. Owszem, więcej się zarabia, ale też dużo więcej pracuje. To, za czym najbardziej tęsknię, to… ubrania robocze – świetnie wykonane, bardzo bezpieczne i trwałe. Mam tu na myśli specjalistyczne ubrania, choćby dla pracowników na polach naftowych.
Gdzie jeździ się lepiej i łatwiej? W Europie czy w Kanadzie?
Na pewno znaczniej łatwiej w Kanadzie, choćby ze względu na dużo lepiej przygotowaną infrastrukturę i warunki socjalne, jakie czekają na kierowców. Zarobki również przemawiają za Ameryką Północną, podobnie jak i procedury czysto zawodowe, które generują znacznie mniej stresu. Możesz jechać szybciej, pracować dłużej, a mimo tego, że za kółkiem spędzasz znacznie więcej czasu, to jeździsz z „luźniejszą” głową.